To the South...

We head for early breakfast and immediately after it is time to go. We have more than 450 km of travel in front of us. At first we have a luxury of wide tarmac road, then it changes into a gravel one, and the closer we are to Fish River Canyon the narrower and more twisting it becomes. As we travel, the landscape changes in front of our eyes, we pass some mountains, big areas of sand covered in small yellow flowers (recent rains are to be grateful to for this surprising view), and at the end the land becomes more barren, rocky, and even more exposed to the merciless sun. We arrive to the Fish River Lodge just in time to unpack and have a cup of tea before our sunset scenic drive.  Some images (mostly from my mobile) and a movie from our trip are added below. 

 

Idziemy na wczesne śniadanie i natychmiast po nim ruszamy w dalszą drogę. Przed nami ponad 450 km do kanionu Fish River. Do widzenia gepardy, stonogi, koty, osiołki, strusie i skoczniki. I piękne, ogniste wydmy. To były bardzo udane dwa dni a teraz czas ruszyć dalej na południe. Początkowo prowadzi nas szeroka asfaltowa droga, która z czasem zamienia się w szutrową, a ta z kolei im dalej na południe, tym bardziej staje się wąska i kręta. Co jakiś czas kompletnie zmienia się krajobraz, czasami jest zupełnie płasko a innym razem mijamy wielkie góry. Najbardziej zaskakują nas wielkie kobierce małych, żółtych kwiatków, efekt udanej pory deszczowej. Daleko na południu krajobraz staje się bardziej surowy, kamienisty, na pierwszy rzut oka wydaje się aż jałowy, ale przekonamy się wkrótce, że tak naprawdę życie wciąż jest tutaj bogate. Docieramy do Fish River Lodge akurat na czas, żeby zanieść bagaże do naszego domku i wypić filiżankę herbaty przed wieczorną wyprawą do punktu widokowego na kanion. Poniżej kilka zdjęć (głównie z komórki) i filmik z naszej dzisiejszej podróży. 

Last morning at Bagatelle

We get up very early and are rewarded by a beautiful sky. The clouds are quite dramatic and the light totally serene. I must say I love mornings at Kalahari. 

 

Wstaliśmy bardzo wcześnie i w nagrodę możemy podziwiać piękne niebo. Chmury dzisiejszego ranka są dość dramatyczne ale światło łagodne. Zaczynam naprawdę lubic wczesne poranki na Kalahari. 

Lazy evening

The day is nearly over and Marcin sits down on the dunes just in front of our chalet to play with a time-lapse using camera on sliders. We started a bit too late so it will be a very short time-laps but it is more to try the sliders out than anything else. The sunrise is really lovely, the light quite breath-taking.  And then we go for a dinner, the springbok already there of course, looking for a chance to steal some greens. On the way back we encounter centipedes, fascinating if not necessarily very beautiful. And then it is time for bed. There is a very early start tomorrow, as we have to go all the long way to the Fish River Canyon. Goodnight, sleep tight, do not let centipede bite. 

 

Dzień zmierza ku końcowi, kiedy Marcin usadawia się na wydmach tuż przed naszym domkiem, żeby zrobić film poklatkowy. Trochę za blisko do zachodu słońca, więc time-lapse będzie bardzo krótki, ale jest to bardziej próba wykorzystania po raz pierwszy nowych prowadnic. Zachód słońca jest bardzo ładny, światło na Kalahari jak zwykle piękne. Zaraz po zachodzie zbieramy się na wczesną obiadokolację, nasz znajomy skoczek rzecz jasna obecny i czujnie szukający czy komuś może jakieś warzywko zbędne nie zalega na talerzu…. A w drodze powrotnej spotykamy stonogi. Naprawdę mają ze sto nóg. Powiedzmy sobie szczerze -  jakieś bardzo piękne to one nie są, ale na te ich nogi poruszające się na wzór fali to można się gapić i gapić. No i już czas  się kłaść bo jutro pobudka o bladym świcie i długa droga do Fish River Canyon. Dobranoc, pchły na noc, karaluchy pod poduchy a stonogi niech nie włażą nam pod nogi. 

A short movie from this evening…

Krótki filmik z dzisiejszego schyłku dnia

Bath with a view

I try not to use too much water in Namibia (meaning quick showers more often than baths) but in this area the rain season was good, so I decide to spoil myself with a bath this once. Soaking in hot, foamy water and observing ostriches going by – this is how proper extravaganza looks like…

Staramy się nie zużywać w Namibii zbyt dużo wody (co zwykle oznacza szybki prysznic raczej niż kąpiel), ale w tym rejonie była dobra pora mokra, wiec ulegam pokusie i tym razem napełniam wannę wodą. Relaksując się w gorącej wodzie obserwuję łażące pod oknami strusie – jeśli to nie jest kąpiel z (nie)małą nutką ekstrawagancji, to nie wiem co nią jest. 

Afternoon with ostriches

This afternoon we spend on the dunes in front of our chalet. We walk to the other side of dunes and ostriches follow. It is truly amazing to be so close to wild animals and see them not afraid and keeping just a very small distance from you. There is also a springbok, far away we see a donkey, and of course there are various birds and some insects. The sun is ablaze and dunes are burning shade of orange. It is assaulting our eyes. It is beautiful. We go back just in time to relax a little before the sunset and dinner. 

Dzisiejsze popołudnie spędzamy na wydmach za naszym domkiem. Idziemy przez piaszczystą dolinkę na wydmy po przeciwnej stronie, a za nami idą strusie. Słońce wciąż grzeje pełną mocą, piasek ma kolor ognistej pomarańczy, aż razi w oczy. Jest pięknie. Moje wewnętrzne dziecko podskakuje radośnie widząc dzikie zwierzęta zupełnie się nami nie przejmujące, jeśli tylko nie próbujemy podejść za blisko (nie próbujemy). Jeden ze strusi drepta za nami tak skracając dystans, ze zaczynam sprawdzać, czy nie chce mnie czasem stąd wyprosić, ale nie, ewidentnie nie ma żadnych złych zamiarów. Ogląda sobie tylko dziwne stworzenia, które mu łażą po piaskownicy. Oprócz strusi widzimy także skocznika, osiołka, różne ptaki i nawet konika polnego. Wracamy do siebie akurat na czas, żeby chwilkę odpocząć przed zachodem słońca i kolacją.