cake

Battersea Ligh Festival - part 2 (Bao and Kova)

For late lunch, we decided to pop into the renowned Taiwanese BAO noodle bar. They serve a selection of steaming bowls of aromatic beef noodle soups, bao buns and truly delicious small bites known as xiao chi. We order Taiwanese fried chicken, cheese croquettes, slow-cooked beef cheek and shoulder noodle broth, and fried Horlick ice-cream bao bun as well as beer and tea.

 

Na późny lunch postanowiliśmy wpaść do słynnego tajwańskiego BAO. Podają tu parujące miski aromatycznych rosołów wołowych z makaronem, bułek bao i naprawdę pysznych przekąsek nazywanych tu xiao chi. Zamawiamy kurczaka smażonego po tajwańsku, krokiety serowe, wolno gotowany bulion z policzków i łopatki wołowej, bao z lodami Horlick oraz piwo i herbatę.

It is not yet dark when we finish, so we venture down Electric Boulevard marvelling at the futuristic architecture of Zara’s flagship store.

 

Kiedy kończymy, nie jest jeszcze ciemno, więc idziemy na spacer wzdłuż Electric Boulevard, podziwiając futurystyczną architekturę flagowego sklepu Zary.

And we still have time for a cake and tea (me) or coffee (Marcin) so we stop at Kova, a Japanese patisserie serving delightful cakes and bubble teas.

 

I wciąż mamy jeszcze czas na ciasto i herbatę (ja) lub kawę (Marcin), więc zatrzymujemy się w Kova, japońskiej cukierni serwującej pyszne ciasta.

EL&N Wardour Street

We are meeting my friend Jen today, so we decided to have our lunch in the same café EL&N at Wardour Street. It turns out to be very busy today but we are lucky and after 10-15 minutes of waiting we land at the table for four.

​Spotykamy się dzisiaj z moją koleżanką, Jen, więc postanowiliśmy zjeść lunch w tej samej kawiarni - E&L przy Wardour Street. Okazuje się, że dzisiaj jest bardzo tłoczno, ale mamy szczęście i już po 10-15 minutach oczekiwania lądujemy przy stoliku dla czterech osób.

 

We order truffle cacio e pepe and Dutch baby pancakes, which are delicious. My matcha is also great if surprisingly bitter. Marcin makes up for it with his very sweet latte.

Zamawiamy truflowe cacio e pepe i holenderskie mini naleśniki i wszystko jest pyszne. Moja matcha jest również świetna, choć zaskakująco gorzka. Marcin nadrabia to bardzo słodką latte.

And then Jen and her daughter join us, and the cake bonanza begins. We make a selection of some traditional ones and some Halloween specials. Yes, it definitely is a serious sugar overload…

 

A potem dołączają do nas Jen i jej córka i zaczyna się ciastkowa bonanza. Łączymy tradycyjne ciastka z kilkoma z oferty Halloween. Tak, to popołudnie to zdecydowanie krok w stronę insulinooporności…

Pappilon again

Tonight, we are eating at the Papillon again.

Dziś znowu jemy w Papillon.

Marcin spotted a seafood platter on the menu and so here we are again. The platter contains a selection of rock lobster, sea bass, prawns, green mussels and scallops, plus some vegetables and rice.

 

Marcin zauważył w menu półmisek owoców morza i tak oto znowu tu jesteśmy. Na półmisku znajdujemy homara, okonia morskiego, krewetki, zielone małże i przegrzebki, a także trochę warzyw i ryżu.

The main is followed by dark chocolate lava cake and cheesecake. The food is simply marvellous again.

 

Obiad kończymy sernikiem i ciastem „lawa” z ciemnej czekolady. Jedzenie w Papillonie znów jest po prostu cudowne.

Cliffhanger

Temperature-wise, the weather was maybe not too bad, but the promise of rain was lingering in the air. And so we decided a short walk alongside a beach (not too far from the car so that we could run to the safety, or rather dry-ety, relatively quickly) and a good lunch would make this afternoon. Highcliffe was chosen as the destination point with its gloriously located Cliffhanger restaurant as a source of food (you know us, any trip is a good excuse to pack the food in our belies…). We had hot chocolate and beer (not too difficult to guess who got what, is it?) and a big bowl of mussels each, followed by cake and tea/coffee. Next time we will try to walk all the way from here to the Highcliffe Castle and back.

Jak chodzi o temperaturę, to pogoda może nie była najgorsza, ale zapowiedź deszczu zdecydowanie wisiała w powietrzu. Zdecydowaliśmy się więc na krótki spacer wzdłuż plaży (niezbyt daleko od samochodu, żeby w miarę potrzeby móc szybko dobiec w suche miejsce) i - rzecz jasna - lunch. Jako cel dzisiejszej wyprawy wybraliśmy Highcliffe ze wspaniale położoną restauracją Cliffhanger jako główną atrakcją dnia (jeśli nas już chwilę czytacie, to wiecie,  że każda wyprawa to dobry pretekst, by jeść…). W Cliffhanger wzięliśmy gorącą czekoladę i piwo (nietrudno chyba zgadnąć, kto co zamówil) i dużą miskę muszelek każdy, a następnie ciasto i herbatę / kawę. Przy następnej wizycie spróbujemy przejść całą drogę stad do zameczku Highcliffe i z powrotem. 

Afternoon tea

Sometimes, just when you think things cannot get any better, they actually do. There is afternoon tea served at the main lodge. The cherry on the cake. And literally so. With mouth full of chocolate fudge cake we try to check the camera system at home to see how our cats are doing whilst also hunting with cameras on sociable weavers that came to steal some crumble. I spot female cap sparrow, most probably juvenile, and cape ground squirrels that run around swimming pool area.  Oh yes, this is my favourite type of afternoon. 

Kiedy myślisz, że nie może już być lepiej, pojawia się nagle wisienka na torcie i to czekoladowym torcie. Siedzimy sobie zatem przy herbatce, pożerając torta i  łączac się z naszym domowym systemem kamer, żeby sprawdzić, jak się mają koty, a jednocześnie polując aparatami na latające wokół tkacze, zwabione nadzieją na okruszki ciasta. Przyleciała także samiczka wróbla czarnogłowego, a wokół basenu harcują afrowiórki namibijskie. Takie popołudnie to ja rozumiem.