SPA

Recharge

We got the room and there is time for a shower and a nice drink before I have to head for my SPA appointment. I have pre-booked a 120 minutes treatment called Recharge. I definitely need to recharge. It all starts with quick foot treatment, followed by organic body polish, after which I jump to a very hot aromatic herbal bath. It smells lovely and I feel tiredness seeping away through my pores. I take a few pictures too, so you will have to forgive me slightly indecent and majorly boring gallery of my-legs-in-herbal-bath pictures. I liked how the lens make them falsly appear satisfyingly long ;p. Then there is a Sense of Ayurah massage of my whole body and head and, indeed, I do emerge recharged in the waiting room to be offered some fantastic herbal tea which I sip together with my husband, who arrived about an hour ago for his massage. And fell asleep half way through. A note to myself: do not book him relaxing treatments, he  will sleep them away. Book him something where they try to pull his legs apart from his buttocks, this kind of massage may keep him awake at least. 

We go back to our chalet, sit on the terrace, listen to the sea and observe the sky becoming darker and darker… But it is not evil darkness at all.

 

Otrzymaliśmy klucze do pokoju i mamy akurat czas na prysznic i jednego drinka, zanim muszę ruszyć do SPA. Z wyprzedzeniem zabukowałam sobie na dzisiaj 120-minutowy zabieg zwany „doładowanie” i dokładnie doładowania mi dzisiaj potrzeba. Wizyta w SPA zaczyna się od krótkiego zabiegu na stopy, po którym następuje organiczny peeling całego ciała, a następnie ląduję w balii, w gorącej aromatycznej ziołowej kąpieli. Zapach jest rześki a jednocześnie uspokajający i czuję, jak zmęczenie ewakuuje się w panice z mojego ciała. Pa, pa! Robię też kilka zdjęć (miało być jedno ale moje nogi w tym obiektywie wydają się satysfakcjonująco długie, więc obawiam się, że galeria będzie pełna minimalnie nieprzyzwoitych i maksymalnie nudnych zdjęć moich-nóg-w-aromatycznej-ziołowej-kąpieli). Ostatnia, ale najdłuższa część programu to masaż „Sense of Ayurah”, po którym (czując się jak młody bóg, albo przynajmniej ktoś, kto normalnie śpi po nocach) objawiam się w poczekalni, gdzie zostaje mi wręczony kubek pysznej ziołowej herbaty. Piję ją w obecności drugiego młodego boga w postaci wymasowanego własnego męża, który radośnie oznajmia, że przespał pół swojego zabiegu. Uwaga do siebie samej: nie bukować mu żadnych relaksacyjnych zabiegów, bo je prześpi – jakiś masaż, gdzie będą próbować powyrywać nogi z pośladków nada się dużo bardziej. 

Po SPA wracamy do naszego domku, rozwalamy się na leżakach na tarasie i słuchając morza gapimy się na niebo, które staje się coraz mroczniejsze i mroczniejsze. I nie ma w tym mroku ani trochę zła.