away day

Dopamine Land part 2

In the next room, there is a pool filled with plastic balls and changing coloured lights. My inner Labrador is definitely channeled out here.

 

W następnym pomieszczeniu czeka na nas basen wypełniony plastikowymi piłeczkami i zmieniające się kolorowe lampki. Tu zdecydowanie wyłazi ze mnie mój wewnętrzny labrador.

Then we go through a dark room with many floating lanterns, where we can lie down on a blanket or bean bags and quiet down a little, a room where we can do shadow puppets on the wall and a room where we can play a type of scrabble.

Następnie przechodzimy przez ciemne pomieszczenie z unoszącymi się pod sufitem lampionami, gdzie możemy położyć się na kocu lub poduszkach z fasolą i trochę się wyciszyć, pomieszczenie, w którym możemy zrobić na ścianie kształty z cienia i pomieszczenie, gdzie możemy zagrać w coś w rodzaju scrabble.

In the digital forest room, we can decompress again. It is yet another room that seems much bigger thanks to the clever use of mirrored walls. And it is sometimes a bit confusing for our senses, but that is the fun of it.

W pokoju z cyfrowym lasem możemy ponownie dokonać dekompresji. To kolejne pomieszczenie, które dzięki sprytnemu zastosowaniu lustrzanych ścian wydaje się znacznie większe. Czasami jest ono trochę mylące dla naszych zmysłów, ale to właśnie część zabawy.

And finally, we visit the Pillow Battle Room. Fake windows in this room are lightened as by storm lightings, “Set you free” by N-Trance blasts from the speakers and a pile of cushioned pillows on the floor is waiting for you to grab them up and throw at others. If you have any energy left, this room will take it all.

 

Na koniec odwiedzamy Pokój Bitwy na Poduszki. Pozorne okna w tym pokoju rozświetlają burzowe błyskawice, z głośników leci „Set you free” N-Trance, a na podłodze leży stos miękkich poduszek- amunicji do sypialnianej walki. Jeśli zostało nam jeszcze trochę energii, ten pokój ją pochłonie.

And that’s it. We went through all the rooms (took us a while), and now it is time to go back to the colourful bar and quench the first. It really was fun.

 

Koniec i bomba, kto się źle bawił ten trąba. Trochę nam zajęło przejście przez wszystkie pokoje wiec teraz czas ugasić pragnienie w barze. Podsumowanie: było zajefajnie.

Dopamine Land part 1

Dopamine Land in London is an immersive pop-up multisensory experience that combines media, technology, and the opportunity to play. The space is filled with colourful and interactive displays that stimulate the senses and provide a visual feast for the eyes. Even the road to the toilets is covered with bright neon lights. Each corner of Dopamine Land is carefully curated to stimulate the senses and provide many Instagram selfie opportunities.

As Marcin needs to go to the loo, we start from the bar area first, having fun with some installations provided here. The extra bonus: we practically have it all for ourselves, as no one else is here yet.

 

Dopamine Land (Kraina Dopaminy) w Londynie to interaktywna, multisensoryczna wystawa, która łączy w sobie media, technologię i możliwość zabawy. Cała przestrzeń wystawy wypełniona jest kolorowymi i interaktywnymi instalacjami, które pobudzają zmysły i zapewniają wizualną ucztę dla oczu. Nawet korytarz wiodący do toalet jest pokryty kolorowymi neonami. Każdy zakątek Krainy Dopaminy jest starannie zaplanowany, aby stymulować zmysły i zapewnić wiele okazji do zrobienia sobie instagramowego selfi.

Ponieważ Marcin musi iść do toalety, zaczynamy najpierw od strefy baru, gdzie możemy wygłupiać się w pomniejszych instalacjach do woli, bo praktycznie nikogo więcej tu nie ma.

Through the neon light arches that produce music when you walk under them, we get to the little, black room where we have a debrief and a short meditation experience before setting off to the main rooms of the exhibition.

 

Przez łuki z neonów, które „produkują” muzykę, gdy się pod nimi przechodzi, docieramy do małego, czarnego pokoju, w którym odbywa się odprawa i krótka medytacja przed udaniem się do głównych sal wystawy.

“Infinite Karma” or “Into Infinity and Beyond” is a small, mirror-walled room full of changing lights hanging from the ceiling. Entering this room, you are submerged in endless reflections and colours of a constantly changing sequence of lights. It also seems much bigger than it is.

 

„Infinite Karma” lub „Into Infinity and Beyond” to mały pokój z lustrzanymi ścianami, pełen zmieniających się świateł zwisających z sufitu. Wchodząc do tego pokoju, jest się zanurzonym w niekończących się odbiciach i kolorach nieustannie zmieniającej się sekwencji świateł. To pomieszczenie wydaje się także znacznie większe niż w rzeczywistości jest.

In the Musical Room, we have to jump on various tiles to produce flashes of light and music.

W Pokoju Muzycznym przeskakujemy z kafla na kafel, produkując przy tym kolorowe błyski świateł i muzykę.

In the next room, colourful patterns are projected onto the walls, constantly moving and changing. The mirrors on other walls make the effect even more impressive. And in the next (neon) room, people can write positive messages.

 

W kolejnym pomieszczeniu na ściany wyświetlane są ruchome kolorowe obrazy, które ciągle się zmieniają. Lustra na pozostałych ścianach dodatkowo potęgują wrażenie bycia zanurzonym w tych wzorach. A w jeszcze kolejnym, bardzo kolorowym pokoju, można zostawić jakąś pozytywną wiadomość.

Breakfast at The Grant

We decided to be (financially) unwise and popped in for breakfast at The Grand. The food was really nice if not a great value for money, let’s face it, and the waiting time was somewhat ridiculous. Good thing we were not in a rush. Still, it was a very peasant morning, and we were just a few meters away from our friend’s jewellery show. More about it in the next entry.

 

Postanowiliśmy dzisiaj być (finansowo) niezbyt mądrzy i wpadliśmy na śniadanie do The Grand. Jedzenie było naprawdę dobre, chociaż stosunek jakości do ceny, spójrzmy prawdzie w oczy, nie powalał (a raczej powalał, ale z niewłaściwej strony) a czas oczekiwania na kolejne dania był chyba testem na cierpliwość klientów. Dobrze, że za bardzo się nie spieszyliśmy. Mimo wszystko poranek był przyjemny, a dodatkowy bonus śniadania w The Grand (stąd zresztą nasz wybór), to dosłownie kilkumetrowa odległość do pokazu biżuterii zaprzyjaźnionej z nami fantastycznej projektantki. Więcej o tym w kolejnym wpisie.

Cliffhanger

Temperature-wise, the weather was maybe not too bad, but the promise of rain was lingering in the air. And so we decided a short walk alongside a beach (not too far from the car so that we could run to the safety, or rather dry-ety, relatively quickly) and a good lunch would make this afternoon. Highcliffe was chosen as the destination point with its gloriously located Cliffhanger restaurant as a source of food (you know us, any trip is a good excuse to pack the food in our belies…). We had hot chocolate and beer (not too difficult to guess who got what, is it?) and a big bowl of mussels each, followed by cake and tea/coffee. Next time we will try to walk all the way from here to the Highcliffe Castle and back.

Jak chodzi o temperaturę, to pogoda może nie była najgorsza, ale zapowiedź deszczu zdecydowanie wisiała w powietrzu. Zdecydowaliśmy się więc na krótki spacer wzdłuż plaży (niezbyt daleko od samochodu, żeby w miarę potrzeby móc szybko dobiec w suche miejsce) i - rzecz jasna - lunch. Jako cel dzisiejszej wyprawy wybraliśmy Highcliffe ze wspaniale położoną restauracją Cliffhanger jako główną atrakcją dnia (jeśli nas już chwilę czytacie, to wiecie,  że każda wyprawa to dobry pretekst, by jeść…). W Cliffhanger wzięliśmy gorącą czekoladę i piwo (nietrudno chyba zgadnąć, kto co zamówil) i dużą miskę muszelek każdy, a następnie ciasto i herbatę / kawę. Przy następnej wizycie spróbujemy przejść całą drogę stad do zameczku Highcliffe i z powrotem. 

Jane Austne's House

Jane Austen is one of the most famous and beloved English writers, and there are not so many people in Europe for whom titles such as Sense and Sensibility, Pride and Prejudice, Mansfield Park, or Emma remain unknown. As COVID restrictions still make it difficult to travel far away, we decided to revisit Chawton, this time to see a cottage that belonged to the famous (if not properly acknowledge during her life) author. 

Jane Austen’s House in Chawton, was her final home, where she spent the last (and very productive) years of her life. And yes, you may remember another entry to my blog about the Chawton House, a much bigger manor house which belonged to her brother Edward, adopted by the Knight family. Scroll down the blog, and you will find it if you are interested. 

But it was this smaller house that belonged to Jane and her mother, where she wrote her most famous novels. Jane lived in this house for eight years, and she left it only in May 1817, when she had to seek medical treatment in Winchester, where unfortunately she died two months later. 

Without talking too much, I will let the images to take you through the house and garden.

 

Jane Austen to jedna z najbardziej znanych i lubianych angielskich pisarek, a w Europie nie ma zbyt wielu osób, dla których tytuły, takie jak Rozważna i Romantyczna, Duma i Uprzedzenie, Mansfield Park czy Emma pozostają nieznane. Ponieważ ograniczenia COVID nadal utrudniają dalekie podróże, postanowiliśmy ponownie odwiedzić Chawton, tym razem, aby zobaczyć dom należący do słynnej (chociaż nie docenionej za życia) autorki.

 Chawton był ostatnim domem Jane Austin, to w nim spędziła ostatnie (i bardzo produktywne) lata swojego życia. Być może pamiętacie inny wpis na moim blogu o Chawton House, znacznie większym dworku należącym do jej brata Edwarda, zaadoptowanego przez rodzinę Knight. Przewińcie trochę bloga, a znajdziecie ten post, jeśli jesteście zainteresowany.

Ale to w tym mniejszym domu,  należałcym do Jane i jej matki, autorka dokończyła swoje najsłynniejsze powieści. Jane mieszkała w tym domu przez osiem lat, a opuściła go dopiero w maju 1817 roku, kiedy musiała szukać pomocy medycznej w Winchester, gdzie niestety zmarła dwa miesiące później.

Żeby za dużo nie gadać, resztę niech opowiedzą zdjęcia domu i ogrodu. 

Across from the house, on the corner of the street we noticed some lovely tearooms and - you know us by now - of course we went in for a treat. And treat it was. My chocolate croissant was extremely delicious. Add to this a cup of Earl Grey tea and what else may you need to finish the day beautifully…

 

Naprzeciwko domu, na rogu ulicy, zauważyliśmy uroczą herbaciarnę i - już nas znacie pod tym względem - oczywiście weszliśmy w poszukiwaniu łakoci. I łakocie znaleźliśmy. Mój czekoladowy rogalik był wyjątkowo pyszny. Dodać do tego filiżankę herbaty Earl Grey i czego jeszcze można chcieć, aby pięknie zakończyć dzień…